Było dementowanie mitów, forsowanie prawdy oraz okazja do konstruktywnej rozmowy. A wszystko podczas konferencji prasowej zorganizowanej przez Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka w Bukowiańskim Centrum Kultury w Bukowinie Tatrzańskiej.
Konferencja odbyła się w czwartek 11 kwietnia. Zaproszono na nie osoby zainteresowane oraz przedstawicieli lokalnych mediów. Celem, który przyświecał organizatorom, było zdementowanie mitów krążących w internecie, zwłaszcza tych rozpowszechnianych w mediach społecznościowych. Spotkanie rozpoczął prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka Władysław Nowobilski, który w pierwszej kolejności przywitał wójta gminy Bukowina Tatrzańska Andrzeja Pietrzyka, wiceprezesa stowarzyszenia Andrzeja Turzę oraz przedstawiciela przewoźników do Morskiego Oka Andrzeja Mąkę. Pytania zadawała p. Ania. Poruszono takie kwestie, jak:
- ilość koni pracujących na trasie do Morskiego Oka,
- zasady dopuszczania koni do transportu,
- badania wysiłkowe tych zwierząt,
- bezpieczeństwo transportu,
- dopuszczalna ładowność wozu i wiele, wiele innych.
I tak obecni na sali dowiedzieli się, że koni pracujących w Morskim Oku jest ok. 300, na jednego fiakra przypada więc średnio ok. 5 koni. Zasady pracy tych zwierząt ściśle reguluje regulamin ustalony w konsultacji z TPN oraz lekarzami weterynarii. W sezonie letnim kurs pary koni w kierunku z Palenicy do Morskiego Oka trwa ok. godzinę, po czym następuje 20-minutowa przerwa. Jedna para koni ciągnie wóz, na którym może siedzieć nie więcej niż 12 osób, i takich kursów na dzień wykonuje od 2-3. Koń pracuje średnio co drugi dzień. A jak dokładnie jest, zależy od pogody i od tego, który to dzień tygodnia.
To, co mocno obalali wozacy, to krążące w internecie wiadomości o ich rzekomym znęcaniu się nad zwierzętami. – Na trasie padł tak naprawdę tylko jeden koń, mój koń o imieniu Jukon. Bardzo to wtedy przeżyłem, ale Jukon miał rozległy zawał serca, który równie dobrze mógł przytrafić się mu także w stajni – przekonywał Andrzej Mąka. Jego zdaniem grubą kreską oddzielić należy upadki czy potknięcia zwierząt, które czasem się zdarzają (a gdy koń upada, z powodu specyfiki swojej budowy, najczęściej potrzebuje pomocy przy ponownym stanięciu na nogi), od marginalnych wręcz przypadków prawdziwych zgonów na trasie. – Teraz każdy turysta ma telefon i z miejsca robi się z tego medialne „halo”. Nikogo nie interesuje, że ten sam koń, któremu zrobiono zdjęcie, gdy leży, potem wstaje i wraca spokojnie do pracy – utyskiwał.
Szeroko komentowane i wyjaśniane było też obserwowane pocenie się zwierząt na trasie, które – jak podkreślali przewoźnicy – jest rzeczą zupełnie normalną, gdyż koń, jako jedne z nielicznych zwierząt, ma taką zdolność chłodzenia się podczas wysiłku. – Nasze konie są regularne badane, przechodzą i zaliczają pozytywnie testy wysiłkowe.
Wśród innych zdementowanych podczas tej konferencji mitów znalazły się:
- zarzucany przewoźnikom rzekomy brak hamulców w ich wozach,
- nadmierna i niepokojąca rotacja koni ciągnących wozy do Morskiego Oka,
- odsyłanie wyeksploatowanych koni do rzeźni
- czy przedmiotowe traktowanie tych zwierząt.
– Gospodarz, zanim sam zje, idzie do stajni, żeby nakarmić swoje konie; zanim pójdzie na godzinę szóstą rano na rezurekcję, nakarmi swoje konie; zanim ogrzeje zmarzniętego siebie po ciężkim dniu pracy, najpierw zadba o swoje konie. I tak trzy do dnia – rano w południe i wieczorem – wyliczał w emocjonalny
sposób Andrzej Mąka.
Wójt gminy Bukowina Tatrzańska Andrzej Pietrzyk, zapytany o stosunek samorządu gminnego do spraw transportu konnego do Morskiego Oka natomiast podkreślił, że samorząd od zawsze stał na stanowisku, że transport ten powinien zostać zachowany, gdyż konie w nim pracujące są dobrze wytrenowane i nic im się złego nie dzieje. – W ogóle uważam, że szykowany jest jakiś zamach na polskiego konia, który w zamyśle pewnych środowisk ma przestać funkcjonować w naszym społeczeństwie jako zwierzę użytkowe – zaprzęgowe czy wierzchnie – wyliczał. Zdaniem wójta takie podejście do tematu „ochrony” tego zwierzęcia jest bardzo niebezpieczne i krótkowzroczne, gdyż koń, który przestanie być zwierzęciem użytkowym, zniknie z powierzchni ziemi, bo mało kogo stać będzie na jego niezarobkowe trzymanie. A raz zniszczoną populację nie będzie łatwo odtworzyć. – Mamy już tego przykład przy próbie przywrócenia kulturowego wypasu owiec – podkreślał Andrzej Pietrzyk.
Konferencja prasowa Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka była też okazją do zadania fiakrom pytań o nieużywanie w transporcie koni zimnokrwistych, ich komentarz do opublikowanego przed rokiem raportu VIVY i innych nurtujących słuchaczy kwestii.
/KW
[ngg src=”galleries” ids=”148″ display=”basic_thumbnail” thumbnail_crop=”0″]